"Zapomniana piosenka"
- Zuzannica
- 30 lis 2020
- 2 minut(y) czytania
Znacie to uczucie, gdy jakaś melodia przywołuje Wam konkretne wspomnienia i osoby? Dominik zna. Gdy w wieku czterech lat trafił do sierocińca, po mamie został mu tylko niebieski miś, zdjęcie i kołysanka. Teraz jest już dorosły. Ma psa i dziewczynę Ewkę, z którą jest szczęśliwy. A mimo to gdzieś w głębi serca nadal jest zagubionym chłopcem, który nie wie co tak naprawdę stało się z jego ukochaną mamą. I tęskni.
Pan Ksawery też tęskni. Za żoną, która zmarła kila lat temu. Za synem Michałem, który z rodziną wyjechał do Anglii. Za towarzystwem. I to nie tylko w Święta, które są już na horyzoncie.
Za sprawą jednego wydarzenia drogi mężczyzn się przecinają. Przypadek czy jednak przeznaczenie? Czy Dominik odkryje prawdę o swojej mamie? Czy Ksawery w tym roku spędzi święta rodzinnym gronie? I co z tym wszystkim ma wspólnego złamana noga? Wszystkiego dowiecie się, sięgając po „Zapomnianą piosenkę”, która chwyta za serduszko i… no co tu dużo mówić – spłakałam się na niej z dobre pięć razy.
To nie jest książka o świątecznych przygotowaniach, o pieczeniu pierniczków czy ubieraniu choinki. Pojawiają się te elementy, ale to nie one definiują tę książkę. „Zapomniana piosenka” to opowieść o sile obecności drugiego człowieka. O dobroci, empatii, tęsknocie i stracie. O bezinteresownej pomocy i rodzinie… nie tylko tej iście biologicznej.
I wiecie co? Można napisać cudną książkę, w której nie ma tłumu bohaterów. W której każda postać będzie miała czas by opowiedzieć nam swoją historię. W której nie musisz robić sobie notatek, by połapać się w tym często bezbarwnym tłumie.
Przyznaję, że zakończenie jest iście bajkowe, ale są Święta i dokładnie tak powinno być. Okazuje się, że czasami nieszczęśliwy wypadek może doprowadzić do szczęśliwego zakończenia. I tak jak nie jestem fanką świątecznych obyczajówek, tak w tym roku postanowiłam po raz kolejny dać im szansę. „Zapomniana piosenka” tę szansę w stu procentach wykorzystała.
Comments