"Koniec scenarzystów"
- Zuzannica
- 7 mar 2019
- 1 minut(y) czytania
„W filmach, serialach i powieściach kryminalnych bohaterowie zawsze mają dziwaczne nazwiska. Kompletnie nierealne. Jakieś Moki, Sroki, Mordki, Uchyłki i Szadzie. Oraz imiona w stylu Ebenezer. A my jesteśmy zwyczajni Leśniewscy. Sylwia i Kuba”
Pojechać do Hollywood żeby napisać scenariusz i z własnej woli wplątać się z zagadkę zniknięcia pięknej aktorki? To jest zdecydowanie to co Leśniewscy lubią najbardziej. Po co zwiedzać Aleję Gwiazd albo Obserwatorium jak można się szlajać po podejrzanych dzielnicach, ryzykując własnym życiem?
„W tandemie Leśniewskich to on [Kuba] słynął w bezkompromisowych i nierzadko szalonych pomysłów. Sylwia była hamulcowym. Choć sama pewnie określiłaby się jako głos rozsądku a brata opisała jako wariata”
Kuba w tej części przeszedł samego siebie. Jego teksty (czasami mało poprawne politycznie i dobrze) rozwalały mnie na łopatki. Jego wspólne sceny z Dżolantą sprawiały, że brzuch mnie momentami bolał od śmiechu. Jego podejście do życia (tak różne od mojego) sprawiały, że czekałam z niecierpliwością aż pojawi się na kolejnej stronie.
Sylwia nareszcie pokazała pazurki. Jestem z niej dumna, normalnie. I bardzo się cieszę, że jej historia potoczyła się tak jak się potoczyła. Przeczucie mnie nie zawiodło.
Ale takiego rozwiązania zagadki się nie spodziewałam. W sumie dobrze, czasami lubię być zaskakiwana.
A i bardzo podobał mi się zabieg z dwoma płaszczyznami czasowymi. Chociaż pierwszy rozdział mało mnie o zawał nie przyprawił.
Po trzech tomach przyszła pora żeby pożegnać się z tym (nad)zwyczajnym rodzeństwem. Łezka mi się w oku zakręciła, przyznaję. Ale mam do tego pełne prawo, bo przez te trzy części dość mocno się z nimi zżyłam.
Kommentare